niedziela, 17 czerwca 2012



Uwaga!
Koniec rozdania. Wybaczcie mi kilka dni zwłoki ale mam egzaminy na uczelni i ciężko mi być w dwóch miejscach na raz ;).
Osobiście podziwiam blogerki, które na czas sesji dalej czynnie prowadzą blogi, mogę powiedzieć, że jesteście moją inspiracją, Dziewczyny!

Kochane, wyniki losowania ogłoszę w przyszły weekend, bo zrobienie papierkowych losów oraz sprawdzenie poprawności danych, itp. nieco mi zajmie, więc proszę Was, o wyrozumiałość i cierpliwość :)

Mam nadzieję, że zwyciężczyni będzie zadowolona z nagrody a mi wreszcie uda się wrócić do blogowania

Z góry pragnę podziękować wszystkim osobom, które wzięły udział w rozdaniu, jestem bardzo szczęsliwa że było Was aż tak dużo!!! :)

niedziela, 13 maja 2012

ROZDANIE / GIVEAWAY / AVON NATURALS

Witajcie Kochane! No i jest! Tak jak obiecałam, z okazji moich pierwszych, okrągłych 100 obserwatorów, mam dla Was rozdanie! Podejrzewam, że jestem bardziej podekscytowana tym faktem niż Wy ;).

Rozdanie trwa miesiąc: od 13 maja do 13 czerwca do godziny 24. Po tym czasie ogłoszę wyniki, a ze zwycięzcą skontaktuję się mailowo.

Do wygrania jest zestaw kosmetyków AVON z serii Naturals, a w skład wchodzi:
- mgiełka do twarzy Aloes i Awokado,
- antybakteryjne mydło w płynie Ogórek i Melon,
- intensywnie nawilżająca maseczka Aloes i Awokado





Zestaw jest nowy, sponsorowany przeze mnie, długo zastanawiałam się co mogłoby Was, moje kochane czytelniczki, zadowolić i mam nadzieję, że trafiłam w gusta większości. Tak więc... do dzieła!

Co musisz, zrobić aby wziąć udział w konkursie?

Wystarczy zostać moim obserwatorem oraz zostawić komentarz w tej notce o następującej treści:
Obserwuję jako:
E-mail:
Adres bloga:
Blogroll: Tak/Nie
Link z boku strony: Tak/Nie
Informacja w notce: Tak/Nie
Facebook: Tak/Nie

Chcesz zwiększyć swoje szanse na wygraną?
1. Dodaj mnie do blogrolla! Otrzymasz dodatkowe 2 losy!
2. Informacja na pasku z boku o moim rozdaniu (zdjęcie z linkiem) to dodatkowe aż 3 losy!
3. Jeśli umieścisz informację w swojej notce lub napiszesz notkę poświęconą mojemu rozdaniu uhonoruję Cię kolejnymi, 2 losami!
4. Polub mnie na facebooku! To dodatkowy 1 los! Klik!

Zdjęcie, które należy wstawić (wraz z przekierowywuącym linkiem do tej notki:

Uwaga! Rozmiary możecie zmieniać (mam na myśli głównie paski boczne, które nie są zbytnio szerokie zazwyczaj ;)).


Wszystko jasne? Więc do dzieła! Powodzenia!

niedziela, 6 maja 2012

Moje włosy lubią...



... czyli o miłości mojej i mojej mamy do mgiełek Radical.
Używam ich od dwóch lat, codziennie (rano po umyciu i wieczorem przed pójściem spać), nie stostuję tak jak jest napisane na opakowaniu, lecz spryskuję skórę głowy i robię krótki masaż. Po kilku miesiącach stosowania zauwazyłam całkiem dobre efekty, choć teraz wydaje mi się, że moje włosy przyzwyczaiły się do składników. Mimo to, używam i nie wyobrażam sobie, żeby tego nie robić :).
Po stosowaniu mgiełki do włosów wypadających, zauważyłam, że na szczotce jest ich nieco mniej i szybciej rosną (w 1,5 roku z boba urosły mi włosy do połowy przedramion). Jeśli chodzi o nawilżenie włosów na całej długości to sie nie wypowiem - bo jak wspomniałam, nie używałam mgiełek w taki sposób, po prostu nie potrzebuję nawilżania.



Jeśli chodzi o mgiełkę do włosów przetłuszczających się to zauważyłam, że zostawia "ślad po sobie" w postaci bialych łusek, przypominających zeschnięty lakier, dlatego raczej rzadko jej uzywam na dzień, dodatkowo alkohol jest mocno wyczuwalny (a nie wiem, czy to dobrze dla skóry głowy, boję się, że może nadmiernie przesuszyć włosy u nasady). Efektu spowolnienia przetłuszczania się włosów tez nie zauwazyłam i jeśli miałabym wybierac pomiędzy tymi dwoma to zdecydowanie bardziej polecam tą wersję do włosów osłabionych i wypadających.


Moje włosy są bardzo cienkie i przerzedzone, moim grzechem jest ich wyrywanie podczas czesania - po prostu nie mam czasu i energii aby je pielęgnować i dopieszczać, tak jak większość dziewczyn to robi. Moja pielęgnacja zaczyna się na szamponie, w międzyczasie jest odzywka (bez jej użycia nie ma opcji, żebym rozszesała włosy) a całość zwieńczają mgiełki Radical. I to byłoby na tyle. Nie mam rozdwojonych koncówek, ani przesuszonych włosów bo od dwóch lat pozwalam im samym wyschnąć, suszarki używam naprawdę od ''wielkiego dzwonu'', nie wspominając nawet o prostownicy (której de facto nie posiadam [tak, wiem, że to niemożliwe :)]). Moje włosy są proste z natury, a nie falują się bo nie są proporcjonalnie gęste do długości, po prostu rozprostowywują się pod swoim ciężarem.

I teraz kochane, pytanie do Was: co polecacie na cienkie i rzadkie włosy? Planuję zakupić całą serię BIOVAXU do wypadających (szampon, mgiełkę i maskę) oraz dodatkowo wspomagać się suplementacją (mam na oku Merz Special i Inneov) ale nie wiem na co się zdecyować. W pierwszej kolejności wypróbowałabym Merz Special w połączeniu z Biovaxem, a po 2-3 miesiącach, jeśli efekty mnie nie zadowolą "przerzucę" się na Inneov w połączniu z jakimiś ampułkami z tej samej serii.
Kiedyś stosowałam Vitapil i sam skrzyp ale nie przyniosło to oczekiwanych efektów...
Proszę, polećcie coś dobrego bo chcę doprowadzić moje włosy do "normalności" :-(


Poza tym, planowałam po osiągnięciu pierwszych 100 obserwatorów zróbić rozdanie, co Wy na to? Jeszcze tylko 3 osoby :)... Napiszcie co Waszym zdaniem jest ciekawsze jako nagroda: pielęgnacja, kolorówka, pomieszanie z poplątaniem? A może coś zupełnie innego? :)

PS Dziewczyny, i jeszcze jedna prośba, powiedzcie, co się dzieje z opcją OBSERWUJ, która zawsze była na górnym pasku w przeglądarce? Halo? Wszystkoe pozostałe są ale ta zniknęła, co się dzieje? Wyczerpałam limit czy o co chodzi :)...

wtorek, 1 maja 2012

Miss Dior Cherie Eau De Printemps



Dzisiaj zapraszam na moją pierwszą recenzję o perfumach. Jako, że jestem perfumową maniaczką, możecie spodziewać się więcej takich notek w przyszłości.
Na celownik idzie re-edycja kultowego Miss Dior Cherie: wersja Eau de Printemps.

Co urzekło mnie w tych perfumach?
Zdecydowanie flakon - grawerowana pepitka na dnie flakonu, uroczy motyw koronki i kokardka na korku(jak wisienka na torcie) zadecydowały o chęci poznania tego zapachu.


Nuty zapachowe:
nuta głowy: czerwona pomarańcza, kalabryjska bergamotka
nuta serca: jaśmin, olejek neroli, olejek różany
nuta bazy: paczula

Wygląd flakonu jest o wiele słodszy aniżeli wartość zapachowa w jego wnętrzu: wyczuć możemy cytrusy, jaśmin, różę i gdzieś głęboko tkwiącą paczulę, której zapach zaczyna wydobywać się po upływie paru chwil. I choć projektant chciał stworzyć lekką wersję dotychczasowej EDP, wyszło niezbyt wiosennie: dla mnie zapach w ciepłe dni staje się mocno cytrusowy, po prostu kwaśny, brakuje typowo kwiatowych woni. Zdecydowanie wolę używać niezgodnie z przeznaczeniem: jesienią i zimą.

Zapach podobny jest do zwykłej edycji, i choć skład uległ nieznacznej zmianie to wiele osób rozpoznaje tą limitowaną edycję jako klasyczną "miss-diorkę". Z tą różnicą, ze eau de printemps jest nieco mnie trwała. Na mojej skórze zapach utrzymuje się do 5-6 godzin, gdzie w przypadku EDP zapach potrafił utrzymywać się nawet po kąpieli.

Ja osobiście wyczuwam delikatny niuans pomiędy moim flakonem a "starą wersją", i moje upodobania zdecydowanie bardziej mają się w kierunku koronkowej edycji.



Niestety obecnie zapach jest już nie do kupienia w stacjonarnych perfumeriach. Można upolowac je jeszcze w perfumeriach internetowych, gdzie "zalegają" na magazynach, albo na Allegro.

Kojarzycie ten zapach? A może któraś z Was ma bardziej pochlebne zdanie o nim? A może wolicie klasyczną Miss Dior Cherie? Czekam na Wasze opinie!

piątek, 20 kwietnia 2012

TOPSHOP Vectra3



Dzisiaj moja pierwsza notka o tematyce modowej :). Pokazę Wam buty, o których śniłam dniami i nocami i ktorych wkońcu jestem szczęśliwą posiadaczką! "Loafersy" pierwszy raz zobaczyłam ponad rok temu na zagranicznych blogach modowych, ale taki krój wówczas w ogóle nie przypadł mi do gustu. Rzecz się zmieniła, gdy buszując w Internecie w poszukiwaniu botków, znalazłam model VECTRA3 w sklepie TOPSHOP. Oniemiałam. Wiedziałam, że niedługo będą moje...





Z natury lubię ubrania, które ciężko spotkać na ulicy, mam fioła na punkcie rzeczy ozdobionych nitami, łancuchami czy cwiekami, większość moich toreb taka jest, ale nie spodziewałam się, że kiedykolwiek oćwiekowane balerinki zagoszczą w mojej szafie...
No i stało się, pewnego cudownego dnia, kiedy na stronie topshop.com doszła świeżutka dostawa a wraz z nią moje upragnione vectry, zamówiłam.



Ubieram je do czarnych rurek, oversizowej koszuli w kolorze pudrowego różu albo mięty - uwielbiam taki grungowy look, z powiewem świeżych trendów, niestety noszę je na gołą stopę - w innej opcji (z rajstopową skarpetką, czy stópkami) są dla mnie nie do przyjęcia :).

A wy co sądzicie o tego kroju butach? Czy modne w tym sezonie loafersy przypadły Wam do gustu? Pozdrawiam Was serdecznie i czekam na opinie :).

środa, 11 kwietnia 2012

Diorshow 360 - tusz o wielu "twarzach"



Hay! Po długiej abstynencji przychodzę z nową recenzją. Długo zastanawiałam się czy ją dodać, czy tusz rzeczywiście warty jest recenzowania, no i jak pokażę pełne możliwości szczoteczki za pomocą zdjęć (niestety filmików nie kręcę).

Zdecydowałam, że napiszę małe co nieco. Pierwsza pod lupę idzie:

KONSYSTENCJA TUSZU:
Drogeryjne tusze mają to do siebie, ze od nowości są bardzo wilgotne, i "prawidłowej" konsystencji nabierają po około dwóch tygodniach, kiedy do środka wpompuje się troche powietrza i tusz zacznie lekko podsychać. Diorshow 360 od początku był wporządku - nie za suchy, nie za mokry. Rzęsy oblepia albo sowicie, albo licho - ale o tym dalej, pod hasłem: aplikacja. Tusz nie jest niezniszczalny - pod koniec dnia obsypuje się - i za to minus.

SZCZOTECZKA:
Inspiracją do stworzenia kształtu szczoteczki były nici DNA, taki bajer bo z ergonomią kształtu oka niewiele to ma wspólnego - w połączeniu z obrotami wokół własnej osi wydaje się mieć to bardziej sensowną ideologię - dla mnie w dalszym ciągu niewystarczającą. Na zdjęciu widać jaka jest fikuśna.



APLIKACJA:
Skąd tytuł posta? Otóż z faktu, że żaden z moich dotychczasowych tuszów nigdy mnie nie zaskoczył o poranku. Ten każdego dnia wygląda inaczej - szerokie odstępy między rzęskami szczoteczki potrafią sklejać, ale za innym razem rzęsy są całkiem przyjemnie rozdzielone. Porzuciłam funkcję obracania bo potęgowało to efekt "owadzich nóżek" juz przy drugiej warstwie. Ogólnie tak: bez użycia baterii rzęsy są wydłużone, przy umiejętnej aplikacji mocno od siebie odseperowane, ale nigdy pogrubione, wykorzystując pełnię możliwości otrzymamy rzęsy obficie oblebione tuszem, pogrubione od nasady, ale łatwo o sklejenie, pierwszy raz mam wrażenie "nieestetyczności". Czasami (nie wiem jak to możliwe, wybieram dobrą stronę kręcenia się) wplątuje się w rzęsy przy wewnętrznym kąciuku oka (może dlatego, że zmieniamy wtedy kąt ustawienia szczoteczki, fakt faktem w niewielkim stopniu, ale może to jest powód, dla którego tak się dzieje - inaczej nie umiem tego wytłumaczyć). Jednym słowem: Tusz oferuje wiele możliwości -Wybór należy do Was.





PODSUMOWAUJĄC:
Ciężko mi porównać ten tusz do innych produktów Diora - stosowałam Diorshow Blackout, który moje rzęsy niemiłosiernie sklejał ale za to nic innego ich tak nie wywijało! Potem przyszedł czas na Iconic - efekt jaki dawał był dla mnie zbyt naturalny, i nie: czterdziesta warstwa nie dawała mi pożądanego efektu. Jeśli miałabym polecać któryś z tej trójki to byłby to recenzowany 360.
W kwestii żywotności baterii mogę powiedzieć tylko tyle, że od dwóch miesięcy przy codziennym uzywaniu dalej jest sprawna. Tusz po tym czasie nie wysechł, wszystko jest w porządku (Diory wolną schną bo pakują je w niebotyczne pojemności - 10ml, czasem 11,5ml). Niestety cena jest wygórowania - obecnie trzeba wydać 172zł (spokojnie, cena jeszcze pójdzie o kilka oczek w górę :), o my biedne). Ogólnie: Oceniam na czwórę z minusem.

środa, 14 marca 2012

Bourjois - Pastel Joues - 72 tomette vs 16 rose coup de foudre

Róże do policzków to zdecydowanie mój konik. Nie umiem przejśc obojętnie wobec pięknych, rozświetlających brzoskwiń i mieniących się brązów.

Jako, że od ponad dwóch lat próbuję zmęczyć swój róż do policzków od Bourjois, postanowiłam zrobić skromne swatche dwóch kolorów, które z całej palety najbardziej przypadły mi do gustu. Pierwszym moim zachwytem był złocisty brąz, który pokochałam za intensywność koloru, piękne drobinki (choć do tej pory byłam wielką przeciwniczką różnej maści perłowych poświat, które producenci ostatnio tak chętnie dodają) i ogólne dopasowanie do mojego typu urody.



Kolor 72 Tomette używam wiosną i latem, kiedy moja cera zaczyna łapać pierwsze promyki słońca i nic tak ekstremalnie nie podkreśla kolorytu jak właśnie owy róż. Na twarzy brokat nie jest mocno ostentacyjny, widać mieniące się drobinki, ale znam róże, gdzie efekt migoczenia jest bardziej widoczny.
Na zimę wybrałam kolor 16 Rose coupe de foudre - różowa brzoskwinia ze złotą poświatą ( w sklepie wydawał mi się mniej różowy a bardziej brzoskiwniowy, małego rozczarowania doznałam w domu ). Szukałam jakiejś alternatywy dla słynnego Narsa w kolorze Orgasm i ten wydawał mi się być najbardziej zbliżony. Teraz sądzę, że jednak to nie to.
Do róży dołączony jest obły pędzelek, których ja nie używam bo są to pędzelki płaskie, niewielkie i przede wszystkim niewygodne. Lusterko też jest niewielkich rozmiarów i nic praktycznie w nim nie widać.
Co do jakości samego produktu - napewno są gorsze ale i są lepsze. Jedne co mnie zaskoczyło to rozbieżność twardości testerów a pełnowymiarowych opakowań - w drogerii wszystkie testery są kremowe, mięciutkie i lekkie maźnięcie palcem zostawia głęboki kolor, natomiast to co jest w pełnowymiarowym różu to zupełnie inna bajka - róż jest bardzo twardy, wymaga użycia twardego pędzla i kilkakrotnego potraktowania polików bo produkt nabiera się na pędzel w znikomej ilości.
Trwałość jest średnia w kierunku kiepskiej - po 2-3 godzinach kolor znika (szczególnie zauważyłam to przy kolorze tomette). Cena jest dość wysoka bo bez promocji kosztuje około 45-50zł. Niby rekompensuje to wydajność (tomette uzywam od około dwóch lat, a coupe de rose jest praktycznie nowy - na zdjęciach możecie porównać zużycie), ale która z nas ma ochotę non stop męczyć się codziennie z jednym i tym samym produktem? Najrozsadniej byłoby zmniejszyć cenę i gramaturę o połowę.



Oceniam na 4/10. Słaba nota ze względu na krótkotrwałość i twardą konsystencję. Swoje róże skończę, ale wątpię, żebym jeszcze kiedykolwiek po nie sięgnęła. Pluję sobię w brodę, że podkusiło mnie kupić drugi kolor, który nie podoba mi się w ogóle.

Jeśli jeszcze nie próbowałyście tych "kultowych" róży Bourjois, to przed zakupem polecam sprawdzić kolory w świetle dziennym bo jeden kolor był dla mnie zaskoczeniem, być może nie spodoba Wam się też rozświetlający efekt. Nie jest nachalny, ale nie kazdy lubić musi. Nie sugerujcie się intensywnością kolorów w testerach, nie mają one nic wspólnego z prawdziwym produktem. I najważniejsze - koniecznie trzeba dopasować do różu własny pędzel, zbity, twardy, bo tylko takim można "wybrać" trochę produktu.

Jeśli nie zgadzacie się z moją opinia - piszcie, być może to ja natrafiłam na jakieś felerne egzemplarze, a szkoda, bo róże wizualnie zapowiadają się naprawdę ciekawie...

poniedziałek, 12 marca 2012

Jestem niezmiernie szczęśliwa bo wygrałam nagrodę pocieszenia w rozdaniu u Mala0727
To moja pierwsza, jakakolwiek wygrana w rozdaniach, dlatego sytuacja jest dla mnie tymbardziej ciesząca. Rzecz miała miejsce w piątek, kiedy przyszła do mnie przemiła paczka! Nie obeszło sie bez komplikacji (Mała za pierwszym razem wysłała pustą kopertę - muszę przyznać, że to trochę 'dodało mi skrzydeł' [myślałam, że tylko mi sie tak przytrafiło :D]). Jej, dziewczyny, nie wiecie jakie to milutkie, tymbardziej, że w rozdaniu nie chodziło tylko o wylosowanie szczęśliwca, ale trzeba było dodać też coś od siebie. Przyznam, że nie spodziewałam się jakiejkolwiek wygranej bo reszta dziewczyn odpowiadała na pytanie konkursowe niemalże w formie wierszy.
To dla Was sygnał, żeby w kazdej sytuacji być zawsze sobą.

Jeśli jeszcze nigdy nie brałyście udziału w żadnych rozdaniach, które organizują dziewczyny na blogach, to gorąco zachęcam, zwłaszcza do tych, gdzie potrzeba nieco własnej inwencji twórczej. Nagroda wtedy jest podwójna i o wiele bardziej satysfakcjonująca.
Poniżej przedstawiam fotki prezentów, jeszcze nie miałam okazji przetestować. To dwie szaszetki żelu + maseczki i pachnąca kulka do kąpieli.



Mała, raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam ciepło! Czuję sie dłużnikiem i mam nadzieję, ze jako pierwsza weźmieszudział w moim rozdaniu, które niedługo pojawi się na moim blogu (wszyscy miejmy taka nadzieję!)

wtorek, 6 marca 2012

TAG: Moje 7 grzechów głównych


Zasady:
1. Odpowiedz na 7 pytań.
2. Utwórz osobny post oraz zamieść informację, kto Cię otagował.
3. Przekaż zabawę innym blogerkom.


Otagowała mnie: http://coffeeheaven91.blogspot.com/

Zaczynamy:

1. Chciwość - najdroższy kosmetyk, jaki kupiłaś i najtańszy, jaki posiadasz?

Właściwie wszystkie moje kosmetyki sporo mnie kosztują, ale głównie kolorówka i perfumy. Na te drugie potrafię wydać krocie o ile mają w sobie coś oszałamiającego. I tak oto moim najdroższym zakupem była woda perfumowana La Prairie - Midnight rain, a z kolorówki to różnej maści podkłady, najwięcej zapłaciłam chyba za puder Chanel Universelle Libre.

Najtańszy kosmetyk to żelowy eyeliner z Essence w słoiczku za 6,99, który jest moim KWC





2. Gniew - których kosmetyków nienawidzisz, a które uwielbiasz? Jaki kosmetyk był najtrudniejszy do zdobycia?

Znienawidzony kosmetyk to mleczko do demakijażu bo wszystkie strasznie szczypią w oczy, poza tym ich tłusta konsystencja nie jest dla mojego typu cery, okropnie rozmazują tusz po całej buzi, no i nie - nikt nie zapewni mnie o wyższości mleczek na płynami micelarnymi.

Mój ukochany kosmetyk to brązer, do którego nie mogę się doczekać aż powrócę po rozstaniu na okres zimowy. Na poliki, na nos, na czoło, na wszystko! Uwielbiam, bo w niczym nie czuję się lepiej - potrafi zastąpić podkład, róż, nie mówiąc już o mistrzostwie świata jaką jest konturowanie twarzy.

Najtrudniejszy do zdobycia był róż Givenchy w kolorze In Vogue Orange, w którym zakochałam się rok temu. Już go nie produkują bo była to letnia kolekcja, ale tydzień temu udało mi się go dorwać na Truskawce w super cenie, a teraz z niecierpliwością czekam na paczkę!



3. Obżarstwo - jakie produkty są Twoim zdaniem najpyszniejsze?

Wszystkie, które mają piękne opakowania :)



4. Lenistwo - których kosmetyków nie używasz z lenistwa?

Oj wielu, choć uważam, że wcale na tym nie ucierpiałam. Wydaje mi się, że to własnie lenistwo sprawiło, że przestawiłam się na płyny micelarne zamiast zmywania makijażu żelem. Dlatego powiem, że nie używam wieczorem żeli do mycia buzi właśnie z lenistwa. Były też inne powody ale to nie jest tematem tagu ;)




5. Duma - który kosmetyk daje Ci najwięcej pewności siebie?

Zdecydowanie podkład, róż i tusz do rzęs - 3 kosmetyki do wyczarowania pięknej buzi :). Pewności dodają mi też piękne zapachy i eyeliner.



6. Pożądanie - jakie atrybuty uważasz za najatrakcyjniejsze u płci przeciwnej?

Zaradność i wszechwiedzę, do tego wzrost i zarost :)



7. Zazdrość - jakie kosmetyki lubisz dostawać w prezencie?

Zdecydowanie preferuję czekoladki :), choć kosmetyk również sprawia mi przyjemność ale to za sprawą swojego pragmatycznego zastosowania



Taguję:
- http://daagu-babiie.blogspot.com/

- http://go-find-yourself-now.blogspot.com/

- http://kkamilaa.blogspot.com/

- http://worldbyaga.blogspot.com/

- http://figlarnie.blogspot.com/

- http://mala0727.blogspot.com/

- http://lemonove.blogspot.com/



wtorek, 28 lutego 2012

Inglot 715 - Pudrowy róż



Wpadłam po uszy :), Inglot w kolorze 715 z kolekcji matowej to absolutny must have każdej fanki kolorów pastelowych i cielistych. I w dodatku perfekcyjnie matowy. Pudrowy róż + mat? Lepiej być nie może! Taki kolor optycznie wysmukla palce, a w połączniu z płytką spiłowaną na kształt migdałka wygląda oszałamiająco.

Niestety, chcąc dumnie prezentować owe wdzięki, musimy być posiadaczkami równej płytki, bo jak to maty - mają tendencję do uwypuklania niedoskonałości. Dlatego przez nałożeniem lakieru dobrze jest nieco wypolerować paznokcie. Widzicie, ja tego nie zrobiłam, prawdę powiedziawszy z piłowaniem i frezowaniem paznokci jestem na bakier. Zdjęcie przedstawia dwie warstwy lakieru, bez dodatkowych top coatów. Jeśli komuś zalezy na błyszczacym efekcie to oczywiście można nałożyć inne lakiery potęgujące efekt.
Jedna warstwa lakieru z powodzeniem wystarczy, wydaje mi się, ze wygląda nawet to wtedy estetyczniej bo każda kolejna warstwa podkreśla nierówności. Po kilku dniach mat zaczyna robić się błyszczący, od wycierania. Jeśli chodzi o żywotność to kolekcje matowe zdecydowanie szybciej tężeją niż zwykłe lakiery. Cena jak pozostałe - 17zł / 16 ml. Trwałość - pod tym względem jest standardowo - kilka dni z powodzeniem lakier może wytrzymać.

Pozdrawiam Was serdecznie, tymczasem ja udaję się na łowy w poszukiwaniu kolejnych kolorów 'NUDE'. Może macie coś do polecenia? Zależy mi na czystych kolorach, bez dodatku brokatu albo perłowej poświaty.

niedziela, 26 lutego 2012

Seria Dove Silk - recenzja



Hej dziewczyny, dzisiaj opowiem Wam o moim ulubionym, drogeryjnym zestawie do pielęgnacji. Producenci namawiają do stosowania produktów z jednej linii pielęgnacyjnej albo zapachowej ale wiele dziewczyn nie ulega ulotkom i informacjom na odwrotach i stosuje równolegle kosmetyki innych linii a nawet marek. I co do kwestii pielęgnacji wydaje mi się, że nie ma w tym najmniejszego problemu, tak w kwestii pielęgnacji twarzy wydaje mi się, że używanie tych samych produktów, tak jak zaleca producent, byłoby rozsądniejsze. Przede wszystkim jeśli pielęgnujemy cerę trądzikową lub chcemy ją wyleczyć to niezbędne jest takie działanie.

Ja napiszę Wam dziś o moim faworycie z Dove. To linia Dove Silk Glow, w skład której wchodzi żel, balsam i dezodorant. Moim faworytem jest dezodorant Silk Dry, który nie zawiera alkoholu w przeciwieństwie do wielu innych antyperspirantów, ten pozostawia jednocześnie gładką i delikatną skorę - to zapewnienia producenta. Wiecie co, zastanawiam się, dlaczego ostatnio jest taki bum na 'wygladzające' dezodoranty? Uzywałam innych dezodorantów, nawet z alkoholem i żaden nie wysuszył mi skóry, więc skąd nagle taki obrót producentów w stronę nawilżania tej części ciała? Nie rozumiem tego kompletnie.
A co do mojej oceny antyperspirantu jestem zdecydowanie na tak: nigdy mnie nie zawiodł, pięknie pachnie (ma kremowo-pudrowy zapach), butelka jest bardzo ergonomiczna, a dozownik nie wymaga użycia wielkiej siły - lekkie naciśnięcie i juz. Koszmarem dla mnie w tej kwestii jest Rexona, gdzie trzeba uzyć naprawdę dużej siły, a gdy mamy wykremowane ręce - sytuacja staje się w ogóle niemożliwa. Opakowanie standardowe - 150ml. Nigdzie nie mogę dopatrzyć sie daty ważnosci - podejrzewam, że rok od otwarcia bo taki znaczek jest na żelu i balsamie. Ogólnie oceniając, daję 9/10 (jeden punkt odejmuję tylko dlatego, ze moze znajdę coś lepszego? w co szczerze wątpię ;).)



Balsam to już trochę mniej przyjemna opowieść, nie kocham go już tak jak żel i dezodorant, ale nie oznacza to, że jest całkiem do kitu. Po prostu nie odpowiada mi jego konsystencja lotionu - nie jest to ani krem, ani też do końca mleczko, to bardziej półpłynny produkt. Ślicznie pachnie (jak cała seria :)), a hitem według mnie jest to, że zostawia drobinki. Ale nie są to typowe drobinki charakterystyczne dla rozswietlających balsamów - te są w kolorze złota i nie są tak nachalne. Nie wiem czy Wy tez tak miałyscie, ale w większości przypadków balsamów zawierających rozświetlające drobinki wszystko zostawało na dłoniach a na skórze w ogóle nie bylo efektu rozświetlenia. Nie wiem jak oni to zrobili ale to jest inaczej: wszystko zostaje na skórze! Dla mnie bomba, idealne na lato dla podkreslenia złotej opalenizny :). Pojemność; 250ml, balsam jest średnio wydajny. Moze dam 8/10 bo w słoneczne dni faktycznie lepiej sprawdza się taka konsytencja emulsji niz tlustego kremu :).



Żel to pozytywna opowieść - myślałam, ze też będzie zawierał w sobie perłową poświatę, ale tak nie jest. Szkoda, choć efekt i tak się spłucze, ale dla samej świadomości. Ma fajną, kremową konsystencję, jest zdecydowanie bardziej gęsty niż moje pozostałe żele pod prysznic - spora pojemność bo aż 500ml. Jest naprawdę wydajny! Jeśli ktos uzywa gąbki to jedna kropla jest w stanie wystarczyć na całe mycie. (Jeśli jeszcze nie uzywacie gąbki do kąpieli to polecam się w nią szybko zaopatrzyć bo są tego same plusy, a przede wszystkim taki, że do mycia 'schodzi' mniej produktów. Jestem fanką gabek do mycia, ale o tym moze kiedyś w osobym poście :)). Nie zauważyłam spektakularnego efektu nawilżenia - ale nie jest też źle. W tej kwestii mam kilka innych żeli, które z chęcią Wam przedstawię kiedyś. Oceniam na 9/10.

Podsumowując, seria jest bardzo przyjemna, nie tylko ze względu na zapach, który bardzo do mnie przemawia, ale i na działanie. Bardzo polecam wypróbować dezodorant bo dla mnie jest on naprawdę hitem. Ogólnie całą serię oceniam na 9/10.

A czy Wy, dziewczyny, macie jakieś swoje ulubione serie? Wolicie kupować produkty z jednej linii czy uważacie, że to tylko chwyt marketingowy? Czekam na Wasze opinie i Pozdrawiam :)

sobota, 25 lutego 2012

Rozdanie u: http://marilynbox.blogspot.com/



TAG: 5 kosmetycznych rzeczy, których wcale nie chcę mieć.

Czuję się otagowana przez :) : kosmetycznaodyseja

Na blogach pojawia się ciekawy tag, gdzie przedstawiacie swoje produkty, które nie są Wam potrzebne. Tag wyszedł od kolorowypieprz:


Zasady :
- napisz, kto Cie otagował i zamieść zasady TAG'u
- zamieść baner TAG'u i wymień 5 rzeczy z działu kosmetyki ( akcesoria, pielęgnacja, przechowywanie, kosmetyki kolorowe, higiena), które Twoim zdaniem są Ci całkowicie zbędne bo:

- maja tańsze odpowiedniki
-są przereklamowane
- amatorkom są niepotrzebne
- bo to sposób na niepotrzebne wydatki...
...i krótko wyjaśnij swój wybór

- zaproś do zabawy 5 lub więcej innych blogerek

Zapraszam do zabawy:

1. http://myblondhair.blogspot.com/
2. http://blackandwhite-jestemjakajestem.blogspot.com/
3. http://myvogue-malgorzata564.blogspot.com/
4. http://martaluizat.blogspot.com/
5. http://perpassione.blogspot.com/
6. http://dagusiowyswiatkosmetykow.blogspot.com/

oraz wszystkich, którzy mają mnie w obserwowanych :)


A to moje anty wish-listy:



1. Balsamy ujędrniające, wyszczuplające, antycellulitowe:
Można by o nich mówić wiele, działaja z róznymi skutkami, choć efekt jest zazwyczaj krótkotrwały a sama kuracja wymaga poświęcenia długich tygodni a czasem nawet miesięcy. Przykro mi, ale niestety nic nie zastąpi regularnych ćwiczeń i odpowiedniej diety. Kiedyś regularnie chodziłam na siłownię, ćwiczyłam pod okiem instruktora i pozbyłam się problemu z cellulitem w niecałe kilka miesięcy. Obecnie prowadzę mniej intensywny try życia i widzę "nawroty". Zbliża się wiosna, więc perfumerie i drogerie oblężone są przez dziewczyny, potrafiące wydać naprawdę ciężkie pieniądze na tego typu specyfiki. Ja nie ulegnę i w zamian zacznę planować dietę i rozpocznę intensywny trening bo na czas zimowy kompletnie sobie odpuściłam.




2. Dziesiątki pędzli do zrobienia jednego makijażu:
Pędzel flat top, round top, większy, mniejszy, jajeczko do konturowania owalu twarzy: duże, małe, średnie, dziesięć pędzli do nałożenia cieni i kolejne dziesięć do ich zblendowania. Na litość boską, nie za dużo tego? Rozumiem, warto mieć osobny pędzel do podkładu, pudru, różu itp., ale czy faktycznie konieczne i niezbędne jest ich posiadanie w ilości większej niż pięć do każdej czynności? Nie rozumiem dziewczyn, kupujących zestaw pięćdziesięciu pędzli za jednym razem. Tymbadziej jeśli dopiero zaczynają przygodę z wizażem.




3. Błyszczyk do ust:
To jeden z nielicznych kosmetyków kolorowych, których nie używam bo po prostu nie lubię. Mam włosy średniej długości i każdy wie co dzieje się z nimi w wietrzne dni, kiedy nosimy błyszczyki. Nie znoszę wręcz ich lepkości, a przede wszystkim efektu jaki dają. I nie, żadne ultra lekkie, wodne, nielepiące formuły do mnie nie przemawiają. Błyszczyki są dobre dla nastolatek. Zwłaszcza różowo-perliste albo z milionem hologramowego broktu. Wrrrr :)




4. Stosy papuzich cieni do oczu:
Nie rozumiem, na co to komu? Jeśli nie jesteś wizażystką, która za chwilę ma artystyczną sesję z fotografem, który każe Ci z modelki zrobić pelikana, odpuść sobie. Gwarantuję Ci, że nigdy nie wykorzystasz takich palet do końca. No bo ile razy w życiu trafi się okazja by zrobić sobie papuzie oko w żółtych, turkusowych i różowych kolorach? Taka paleta to czysta fanaberia. Twój chłopak napewno nie pokocha jaskrawych kolorów na Twoich oczach, a idąc na ulicy z takim makijażem staniesz się atrakcją, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu. Osobiście wybieram palety, gdzie ilość cieni nie przekracza pięciu i są to kolory beżowe, brązowe bądź odcieni szarości.




5. Dziesięć maskar używanych w jednym czasie:
Tusz do rzęs to kosmetyk, który najszybciej z reszty kolorówki traci swoją datę przydatności. Praktycznie dwa miesiące od otwarcia, tusze zaczynają wysychać i nie nadają się do użytku. Nie mówiąc o szkodzie jaką sobie wyrządzasz, stosując maskarę po terminie. Niestety pomsty okulistów i kosmetologów na nic się mają bo wciąż widzę w kosmetyczkach dziewczyn po kilka, kilkanaście maskar. Wasz wybów. Mi osobiście nigdy nie zdarzyło się używać jak dwóch tuszów do rzęs jednocześnie.


piątek, 24 lutego 2012

Bioderma Sensibio H2O - recenzja

Witajcie, tak jak obiecałam dodaję recenzję produktu, który większości jest dobrze znany, jeśli nie z własnego doświadczenia i testowania to napewno z youtubowych filmików albo wizażu. Zacznę od tego jak trafił w moje ręce.
Od dwóch, trzech lat wieczornego demakijażu nie robię jak do tej pory - za pomocą wody i żelu ale przestawiłam się na płyny micelarne. To stosunkowo nowa idea, stanowiąca konkurencję dla mleczek do demakijażu. O płynach micelarnych dowiedziałam się z blogów i wizażu. Wcześniej używałam tańszych, drogeryjnych wód - moim pierwszym był Ziaja Sopot, ale szybko zaczął podrażniać mi oczy, więc szukałam czegoś innego i trafiłam na micele z AA. Były całkiem niezłe ale po miesiącach używania koszmar zwiazany z ziają się powtórzył - zaczerwienione i piekące oczy były normą po każdym użyciu.
Oczywiście zdania są podzielone - jedne dziewczyny zachwalają oba płyny - inne nie potrafią się do nich przekonać.

Myślałam, ze moja przygoda z micelami skończy się raz na dobre. Do chwili kiedy znalazłam setki zadowolonych recenzentek na wizażu, podpisujące się imionami i nazwiskami, gwarantując stu procentowe zadowolenie - pomyślałam: czemu nie? skoro tyle dziewczyn pisze, że produkt jest świetny, nikt nie skarży się na podrażnine oczy, dlaczego miałabym go nie wypróbować?

I tak oto Bioderma Sensibio H2O wkradła się na zakupową listę koniecznych rzeczy. Ominęły mnie promocje w Superpharmie, więc aby nie przepłacić w przypadku niezadowolenia, zamówiłam Biodermę w internetowej aptece. Zamówiłam z gruberj rury: gigantyczne pół litra.
I to gigantyczne pół litra jest już ze mną prawie od roku. W międzyczasie zdradzałam Biodermę z podobnymi półkowo produktami ale zawsze do niej wracam. W kwestii demakijażu nie ma sobie równych - za pomocą jednego płatka jestem w stanie zmyć wodoodporny eyeliner, ogromną ilość tuszu i brokatów, które pozostają zazwyczaj po zmyciu cieni. Skoro świetnie radzi sobie z demakijażem oczu to i świetnie radzi sobie z demakijażem reszty twarzy. Jest po prostu niezastąpiony. Nigdy, przy używaniu biodermy nie zużyłam więcej niz 2 płatki, przy innych płynach musiałam namachać się z conajmniej kilkoma. Co mnie zaskakuje to fakt, że Sensibio H2O faktycznie ROZPUSZCZA makijaż, a nie tak jak przypadku innych miceli ściąga go jedynie na płatek. Po Biodermie nie mam problemu z przesuszoną skórą, którą mam praktycznie zawsze po wyjściu z kąpieli, najbardziej w okolicach brwi. Cera jest czysta, "wilgotna", nie jest ściągnięta i co najważniejsze przestałam borykać się z trądzikiem. Cały czas byłam przekonana, że nie trafiłam na krem, który by go skutecznie zwalczył. Jakże w wielkim błędzie byłam, gdy okazało się, ze to woda z kranu i zbytnie przesuszanie skóry działa własnie niekorzystnie na stan mojej cery. Żeby zwieńczyć 'dzieła' twarz przecieram nawilżającymi tonikami, ale o tym w osobnej notce.



Skład: water (aqua), PEG-6 caprilic/capric glycerides, cucumis sativus (cucumber) fruit extract, mannitol, xylitol, rhamnose, fructooligosacharides, propylene glycol, disodium EDTA, cetrimonium bromide


I jeszcze odpowiedź na tag: 10 Utworów wszech czasów ! ( chodzi w nim o to że macie podać utwory o których nie da się Waszym zdaniem zapomnieć.Jestem zdania że mogą być piosenki które wchodzą nam do głowy na jakiś czas ale potem o nich zapominamy, a tutaj chodzi o piosenki, które są naj naj ! Mam kilka takich piosenek których nie słucham każdego dnia ale gdy już je włączę to wiem że są one dla mnie piosenkami FOREVER!)

Dzięki dla http://dagusiowyswiatkosmetykow
za otagowanie, przyznam, że to będzie dla mnie trudne.

1. Red Hot Chilli Peppers - Californication
2. Oasis - Wonderwall
3. Yeah Yeah Yeahs - Phenomena
4. Yeah Yeah Yeahs - Gold Lion
5. Blur - Song 2
6. Hey - 4 pory roku
7. Ladytron - seventeen
8. Madonna - Hang Up
9. Chylińska - Winna
10. Hey - Teksański

Na pewno wszystkim znane są te utwory, jesli nie z tytułów to gwarantuję, ze juz po pierwszych nutach jesteście w stanie je skojarzyć. Wszystkie były swojego czasu radiowymi hitami czy to komercyjnych, czy mnie niezaleznych stacji. Moja fave lista zdecydowanie składałaby się z innych utworów, głównie z jednego wykonawcy, ale o tym może kiedy indziej :).

Osobiście taguję wszystkich, którzy chcieliby być otagowani, zapraszam do zabawy ;)! I pozdrawiam.

czwartek, 23 lutego 2012

Hej, przychodzę do Was z wiescią o nowym rozdaniu na blogu:
http://mala0727.blogspot.com/

Kosmetyki wyglądają naprawdę apetycznie, dlatego wszystkich zachęcam

A już jutro nowa recenzja hitowego płynu micelarnego! Zapraszam!
Uwaga!!! Giga rozdanie u http://hurija-i-jej-swiat.blogspot.com/



Do wygrania, jak widać super kosmetyki! :)
Cały regulamin i zasady działania na blogu:
hurija-i-jej-swiat

YSL FAUX CILS BLACK vs NOIR RACIDAL

Hej! Dzisiaj przychodzę z recenzją porównawczą tuszu, który niedawno doczekał się odświeżonej wersji. Zawsze, kiedy na rynek wkrada się nowa, ulepszona "jakość i formuła", staram się trzymać przez pierwszy, gorączkowy okres z daleka. Tak było w tym przypadku, kiedy szturmem wkroczyła maskara YSL Faux Cils Effet Noir Radical - reklamowana jako blackest black. To młodsza siostra wersji o tej samej nazwie.


Pierwszy od dołu: YSL FAUX CILS BLACK, wyżej; NOIR RADICAL

Stary Faux Cils to tusz, który robi wszystko: wydłuża, pogrubia, podkręca. To tusz, o którym mówi się, ze wart jest każdej ceny.
Mam długie, choć cienkie, rzadkie i proste rzęsy - dla zalotki taki typ to wyzwanie nie do obejścia - po chwili od użycia rzęsy wracały do pierwotnego stanu - gra nie warta była świeczki. Wybawieniem dla mnie był YSL - efekt po uzyciu był spektakularny - zero grudek, 'owadzich nóżek', za to wachlarz szeroko rozstawionych rzęs, lekkich jak piórka. Od tamtej chwili wpadłam po uszy.
Wiele dziewczyn zarzucało mu krótką żywotność i choć producent starał się bronić (formułując instrukcję obsługi, zgodnie z którą raz w tygodniu szczoteczkę należy oczyścić z nadmiaru zeschniętego tuszu) na niewiele sie to zdało - mimo spektakularnych efektów, łatka o małej wydajności przypięta jest po dziś dzień. I gdyby nie tusz, o którym zaraz napiszę, ten mimo tego, że niemiłosiernie szybko wysycha, gościłby pewnie systematycznie w mojej kosmetyczce.

YSL BLACK NOIR to najczarniejsza czerń, godna miana "Królowej". Kolor jest niemożliwie nasycony i intensywny, zachwoując przy tym wszystkie walory kultowego EFC, a przy tym podniosła się jego zywotność - przy codziennym stosowaniu starcza mi na 3 miesiące - gdzie dla porównania poprzedni zaczynał schnąć już po niemal 2-3 tygodniach. Rzęsy są rozdzielone, lekkie, podkręcone, niesamowicie gęste a przy tym mocno podkreślone.



Jak widać szczoteczka nie zmieniła się (noir radical jest po prostu starszy) - za to zauważyć można jak bardzo różnią się między sobą odcieniami czerni - faux cils wypada przy noir radical naprawdę... szaro.

wtorek, 21 lutego 2012

Witam serdecznie! Mam na imię Aga i mam jedną, życiową misję do spełnienia - pokazać Wam jakich kosmetyków używać by czuć się bosko, w jaki sposób to robić i jak wybierać to, co dla Was najlepsze.

Uwielbiam makijaż i wszystko co związane jest z pielęgnacją urody. Moja pasja rozwinęła się kilka lat temu ale dopiero teraz postanowiłam założyć bloga.

Chciałabym, aby treść obfitowała w kultowe kosmetyki, które kiedyś zawojowały rynkiem kosmetycznym i sprzedawane są po dziś dzień oraz w perfumeryjne debiuty i anonimowe perełki. Zaglądniemy do świata łatwo dostępnych produktów, ale czasem natrudzimy się, by znaleźć nikomu nieodkryty jak dotąd skarb. To będzie naprawdę ekscytująca podróż, więc... zapraszam!