wtorek, 28 lutego 2012

Inglot 715 - Pudrowy róż



Wpadłam po uszy :), Inglot w kolorze 715 z kolekcji matowej to absolutny must have każdej fanki kolorów pastelowych i cielistych. I w dodatku perfekcyjnie matowy. Pudrowy róż + mat? Lepiej być nie może! Taki kolor optycznie wysmukla palce, a w połączniu z płytką spiłowaną na kształt migdałka wygląda oszałamiająco.

Niestety, chcąc dumnie prezentować owe wdzięki, musimy być posiadaczkami równej płytki, bo jak to maty - mają tendencję do uwypuklania niedoskonałości. Dlatego przez nałożeniem lakieru dobrze jest nieco wypolerować paznokcie. Widzicie, ja tego nie zrobiłam, prawdę powiedziawszy z piłowaniem i frezowaniem paznokci jestem na bakier. Zdjęcie przedstawia dwie warstwy lakieru, bez dodatkowych top coatów. Jeśli komuś zalezy na błyszczacym efekcie to oczywiście można nałożyć inne lakiery potęgujące efekt.
Jedna warstwa lakieru z powodzeniem wystarczy, wydaje mi się, ze wygląda nawet to wtedy estetyczniej bo każda kolejna warstwa podkreśla nierówności. Po kilku dniach mat zaczyna robić się błyszczący, od wycierania. Jeśli chodzi o żywotność to kolekcje matowe zdecydowanie szybciej tężeją niż zwykłe lakiery. Cena jak pozostałe - 17zł / 16 ml. Trwałość - pod tym względem jest standardowo - kilka dni z powodzeniem lakier może wytrzymać.

Pozdrawiam Was serdecznie, tymczasem ja udaję się na łowy w poszukiwaniu kolejnych kolorów 'NUDE'. Może macie coś do polecenia? Zależy mi na czystych kolorach, bez dodatku brokatu albo perłowej poświaty.

niedziela, 26 lutego 2012

Seria Dove Silk - recenzja



Hej dziewczyny, dzisiaj opowiem Wam o moim ulubionym, drogeryjnym zestawie do pielęgnacji. Producenci namawiają do stosowania produktów z jednej linii pielęgnacyjnej albo zapachowej ale wiele dziewczyn nie ulega ulotkom i informacjom na odwrotach i stosuje równolegle kosmetyki innych linii a nawet marek. I co do kwestii pielęgnacji wydaje mi się, że nie ma w tym najmniejszego problemu, tak w kwestii pielęgnacji twarzy wydaje mi się, że używanie tych samych produktów, tak jak zaleca producent, byłoby rozsądniejsze. Przede wszystkim jeśli pielęgnujemy cerę trądzikową lub chcemy ją wyleczyć to niezbędne jest takie działanie.

Ja napiszę Wam dziś o moim faworycie z Dove. To linia Dove Silk Glow, w skład której wchodzi żel, balsam i dezodorant. Moim faworytem jest dezodorant Silk Dry, który nie zawiera alkoholu w przeciwieństwie do wielu innych antyperspirantów, ten pozostawia jednocześnie gładką i delikatną skorę - to zapewnienia producenta. Wiecie co, zastanawiam się, dlaczego ostatnio jest taki bum na 'wygladzające' dezodoranty? Uzywałam innych dezodorantów, nawet z alkoholem i żaden nie wysuszył mi skóry, więc skąd nagle taki obrót producentów w stronę nawilżania tej części ciała? Nie rozumiem tego kompletnie.
A co do mojej oceny antyperspirantu jestem zdecydowanie na tak: nigdy mnie nie zawiodł, pięknie pachnie (ma kremowo-pudrowy zapach), butelka jest bardzo ergonomiczna, a dozownik nie wymaga użycia wielkiej siły - lekkie naciśnięcie i juz. Koszmarem dla mnie w tej kwestii jest Rexona, gdzie trzeba uzyć naprawdę dużej siły, a gdy mamy wykremowane ręce - sytuacja staje się w ogóle niemożliwa. Opakowanie standardowe - 150ml. Nigdzie nie mogę dopatrzyć sie daty ważnosci - podejrzewam, że rok od otwarcia bo taki znaczek jest na żelu i balsamie. Ogólnie oceniając, daję 9/10 (jeden punkt odejmuję tylko dlatego, ze moze znajdę coś lepszego? w co szczerze wątpię ;).)



Balsam to już trochę mniej przyjemna opowieść, nie kocham go już tak jak żel i dezodorant, ale nie oznacza to, że jest całkiem do kitu. Po prostu nie odpowiada mi jego konsystencja lotionu - nie jest to ani krem, ani też do końca mleczko, to bardziej półpłynny produkt. Ślicznie pachnie (jak cała seria :)), a hitem według mnie jest to, że zostawia drobinki. Ale nie są to typowe drobinki charakterystyczne dla rozswietlających balsamów - te są w kolorze złota i nie są tak nachalne. Nie wiem czy Wy tez tak miałyscie, ale w większości przypadków balsamów zawierających rozświetlające drobinki wszystko zostawało na dłoniach a na skórze w ogóle nie bylo efektu rozświetlenia. Nie wiem jak oni to zrobili ale to jest inaczej: wszystko zostaje na skórze! Dla mnie bomba, idealne na lato dla podkreslenia złotej opalenizny :). Pojemność; 250ml, balsam jest średnio wydajny. Moze dam 8/10 bo w słoneczne dni faktycznie lepiej sprawdza się taka konsytencja emulsji niz tlustego kremu :).



Żel to pozytywna opowieść - myślałam, ze też będzie zawierał w sobie perłową poświatę, ale tak nie jest. Szkoda, choć efekt i tak się spłucze, ale dla samej świadomości. Ma fajną, kremową konsystencję, jest zdecydowanie bardziej gęsty niż moje pozostałe żele pod prysznic - spora pojemność bo aż 500ml. Jest naprawdę wydajny! Jeśli ktos uzywa gąbki to jedna kropla jest w stanie wystarczyć na całe mycie. (Jeśli jeszcze nie uzywacie gąbki do kąpieli to polecam się w nią szybko zaopatrzyć bo są tego same plusy, a przede wszystkim taki, że do mycia 'schodzi' mniej produktów. Jestem fanką gabek do mycia, ale o tym moze kiedyś w osobym poście :)). Nie zauważyłam spektakularnego efektu nawilżenia - ale nie jest też źle. W tej kwestii mam kilka innych żeli, które z chęcią Wam przedstawię kiedyś. Oceniam na 9/10.

Podsumowując, seria jest bardzo przyjemna, nie tylko ze względu na zapach, który bardzo do mnie przemawia, ale i na działanie. Bardzo polecam wypróbować dezodorant bo dla mnie jest on naprawdę hitem. Ogólnie całą serię oceniam na 9/10.

A czy Wy, dziewczyny, macie jakieś swoje ulubione serie? Wolicie kupować produkty z jednej linii czy uważacie, że to tylko chwyt marketingowy? Czekam na Wasze opinie i Pozdrawiam :)

sobota, 25 lutego 2012

Rozdanie u: http://marilynbox.blogspot.com/



TAG: 5 kosmetycznych rzeczy, których wcale nie chcę mieć.

Czuję się otagowana przez :) : kosmetycznaodyseja

Na blogach pojawia się ciekawy tag, gdzie przedstawiacie swoje produkty, które nie są Wam potrzebne. Tag wyszedł od kolorowypieprz:


Zasady :
- napisz, kto Cie otagował i zamieść zasady TAG'u
- zamieść baner TAG'u i wymień 5 rzeczy z działu kosmetyki ( akcesoria, pielęgnacja, przechowywanie, kosmetyki kolorowe, higiena), które Twoim zdaniem są Ci całkowicie zbędne bo:

- maja tańsze odpowiedniki
-są przereklamowane
- amatorkom są niepotrzebne
- bo to sposób na niepotrzebne wydatki...
...i krótko wyjaśnij swój wybór

- zaproś do zabawy 5 lub więcej innych blogerek

Zapraszam do zabawy:

1. http://myblondhair.blogspot.com/
2. http://blackandwhite-jestemjakajestem.blogspot.com/
3. http://myvogue-malgorzata564.blogspot.com/
4. http://martaluizat.blogspot.com/
5. http://perpassione.blogspot.com/
6. http://dagusiowyswiatkosmetykow.blogspot.com/

oraz wszystkich, którzy mają mnie w obserwowanych :)


A to moje anty wish-listy:



1. Balsamy ujędrniające, wyszczuplające, antycellulitowe:
Można by o nich mówić wiele, działaja z róznymi skutkami, choć efekt jest zazwyczaj krótkotrwały a sama kuracja wymaga poświęcenia długich tygodni a czasem nawet miesięcy. Przykro mi, ale niestety nic nie zastąpi regularnych ćwiczeń i odpowiedniej diety. Kiedyś regularnie chodziłam na siłownię, ćwiczyłam pod okiem instruktora i pozbyłam się problemu z cellulitem w niecałe kilka miesięcy. Obecnie prowadzę mniej intensywny try życia i widzę "nawroty". Zbliża się wiosna, więc perfumerie i drogerie oblężone są przez dziewczyny, potrafiące wydać naprawdę ciężkie pieniądze na tego typu specyfiki. Ja nie ulegnę i w zamian zacznę planować dietę i rozpocznę intensywny trening bo na czas zimowy kompletnie sobie odpuściłam.




2. Dziesiątki pędzli do zrobienia jednego makijażu:
Pędzel flat top, round top, większy, mniejszy, jajeczko do konturowania owalu twarzy: duże, małe, średnie, dziesięć pędzli do nałożenia cieni i kolejne dziesięć do ich zblendowania. Na litość boską, nie za dużo tego? Rozumiem, warto mieć osobny pędzel do podkładu, pudru, różu itp., ale czy faktycznie konieczne i niezbędne jest ich posiadanie w ilości większej niż pięć do każdej czynności? Nie rozumiem dziewczyn, kupujących zestaw pięćdziesięciu pędzli za jednym razem. Tymbadziej jeśli dopiero zaczynają przygodę z wizażem.




3. Błyszczyk do ust:
To jeden z nielicznych kosmetyków kolorowych, których nie używam bo po prostu nie lubię. Mam włosy średniej długości i każdy wie co dzieje się z nimi w wietrzne dni, kiedy nosimy błyszczyki. Nie znoszę wręcz ich lepkości, a przede wszystkim efektu jaki dają. I nie, żadne ultra lekkie, wodne, nielepiące formuły do mnie nie przemawiają. Błyszczyki są dobre dla nastolatek. Zwłaszcza różowo-perliste albo z milionem hologramowego broktu. Wrrrr :)




4. Stosy papuzich cieni do oczu:
Nie rozumiem, na co to komu? Jeśli nie jesteś wizażystką, która za chwilę ma artystyczną sesję z fotografem, który każe Ci z modelki zrobić pelikana, odpuść sobie. Gwarantuję Ci, że nigdy nie wykorzystasz takich palet do końca. No bo ile razy w życiu trafi się okazja by zrobić sobie papuzie oko w żółtych, turkusowych i różowych kolorach? Taka paleta to czysta fanaberia. Twój chłopak napewno nie pokocha jaskrawych kolorów na Twoich oczach, a idąc na ulicy z takim makijażem staniesz się atrakcją, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu. Osobiście wybieram palety, gdzie ilość cieni nie przekracza pięciu i są to kolory beżowe, brązowe bądź odcieni szarości.




5. Dziesięć maskar używanych w jednym czasie:
Tusz do rzęs to kosmetyk, który najszybciej z reszty kolorówki traci swoją datę przydatności. Praktycznie dwa miesiące od otwarcia, tusze zaczynają wysychać i nie nadają się do użytku. Nie mówiąc o szkodzie jaką sobie wyrządzasz, stosując maskarę po terminie. Niestety pomsty okulistów i kosmetologów na nic się mają bo wciąż widzę w kosmetyczkach dziewczyn po kilka, kilkanaście maskar. Wasz wybów. Mi osobiście nigdy nie zdarzyło się używać jak dwóch tuszów do rzęs jednocześnie.


piątek, 24 lutego 2012

Bioderma Sensibio H2O - recenzja

Witajcie, tak jak obiecałam dodaję recenzję produktu, który większości jest dobrze znany, jeśli nie z własnego doświadczenia i testowania to napewno z youtubowych filmików albo wizażu. Zacznę od tego jak trafił w moje ręce.
Od dwóch, trzech lat wieczornego demakijażu nie robię jak do tej pory - za pomocą wody i żelu ale przestawiłam się na płyny micelarne. To stosunkowo nowa idea, stanowiąca konkurencję dla mleczek do demakijażu. O płynach micelarnych dowiedziałam się z blogów i wizażu. Wcześniej używałam tańszych, drogeryjnych wód - moim pierwszym był Ziaja Sopot, ale szybko zaczął podrażniać mi oczy, więc szukałam czegoś innego i trafiłam na micele z AA. Były całkiem niezłe ale po miesiącach używania koszmar zwiazany z ziają się powtórzył - zaczerwienione i piekące oczy były normą po każdym użyciu.
Oczywiście zdania są podzielone - jedne dziewczyny zachwalają oba płyny - inne nie potrafią się do nich przekonać.

Myślałam, ze moja przygoda z micelami skończy się raz na dobre. Do chwili kiedy znalazłam setki zadowolonych recenzentek na wizażu, podpisujące się imionami i nazwiskami, gwarantując stu procentowe zadowolenie - pomyślałam: czemu nie? skoro tyle dziewczyn pisze, że produkt jest świetny, nikt nie skarży się na podrażnine oczy, dlaczego miałabym go nie wypróbować?

I tak oto Bioderma Sensibio H2O wkradła się na zakupową listę koniecznych rzeczy. Ominęły mnie promocje w Superpharmie, więc aby nie przepłacić w przypadku niezadowolenia, zamówiłam Biodermę w internetowej aptece. Zamówiłam z gruberj rury: gigantyczne pół litra.
I to gigantyczne pół litra jest już ze mną prawie od roku. W międzyczasie zdradzałam Biodermę z podobnymi półkowo produktami ale zawsze do niej wracam. W kwestii demakijażu nie ma sobie równych - za pomocą jednego płatka jestem w stanie zmyć wodoodporny eyeliner, ogromną ilość tuszu i brokatów, które pozostają zazwyczaj po zmyciu cieni. Skoro świetnie radzi sobie z demakijażem oczu to i świetnie radzi sobie z demakijażem reszty twarzy. Jest po prostu niezastąpiony. Nigdy, przy używaniu biodermy nie zużyłam więcej niz 2 płatki, przy innych płynach musiałam namachać się z conajmniej kilkoma. Co mnie zaskakuje to fakt, że Sensibio H2O faktycznie ROZPUSZCZA makijaż, a nie tak jak przypadku innych miceli ściąga go jedynie na płatek. Po Biodermie nie mam problemu z przesuszoną skórą, którą mam praktycznie zawsze po wyjściu z kąpieli, najbardziej w okolicach brwi. Cera jest czysta, "wilgotna", nie jest ściągnięta i co najważniejsze przestałam borykać się z trądzikiem. Cały czas byłam przekonana, że nie trafiłam na krem, który by go skutecznie zwalczył. Jakże w wielkim błędzie byłam, gdy okazało się, ze to woda z kranu i zbytnie przesuszanie skóry działa własnie niekorzystnie na stan mojej cery. Żeby zwieńczyć 'dzieła' twarz przecieram nawilżającymi tonikami, ale o tym w osobnej notce.



Skład: water (aqua), PEG-6 caprilic/capric glycerides, cucumis sativus (cucumber) fruit extract, mannitol, xylitol, rhamnose, fructooligosacharides, propylene glycol, disodium EDTA, cetrimonium bromide


I jeszcze odpowiedź na tag: 10 Utworów wszech czasów ! ( chodzi w nim o to że macie podać utwory o których nie da się Waszym zdaniem zapomnieć.Jestem zdania że mogą być piosenki które wchodzą nam do głowy na jakiś czas ale potem o nich zapominamy, a tutaj chodzi o piosenki, które są naj naj ! Mam kilka takich piosenek których nie słucham każdego dnia ale gdy już je włączę to wiem że są one dla mnie piosenkami FOREVER!)

Dzięki dla http://dagusiowyswiatkosmetykow
za otagowanie, przyznam, że to będzie dla mnie trudne.

1. Red Hot Chilli Peppers - Californication
2. Oasis - Wonderwall
3. Yeah Yeah Yeahs - Phenomena
4. Yeah Yeah Yeahs - Gold Lion
5. Blur - Song 2
6. Hey - 4 pory roku
7. Ladytron - seventeen
8. Madonna - Hang Up
9. Chylińska - Winna
10. Hey - Teksański

Na pewno wszystkim znane są te utwory, jesli nie z tytułów to gwarantuję, ze juz po pierwszych nutach jesteście w stanie je skojarzyć. Wszystkie były swojego czasu radiowymi hitami czy to komercyjnych, czy mnie niezaleznych stacji. Moja fave lista zdecydowanie składałaby się z innych utworów, głównie z jednego wykonawcy, ale o tym może kiedy indziej :).

Osobiście taguję wszystkich, którzy chcieliby być otagowani, zapraszam do zabawy ;)! I pozdrawiam.

czwartek, 23 lutego 2012

Hej, przychodzę do Was z wiescią o nowym rozdaniu na blogu:
http://mala0727.blogspot.com/

Kosmetyki wyglądają naprawdę apetycznie, dlatego wszystkich zachęcam

A już jutro nowa recenzja hitowego płynu micelarnego! Zapraszam!
Uwaga!!! Giga rozdanie u http://hurija-i-jej-swiat.blogspot.com/



Do wygrania, jak widać super kosmetyki! :)
Cały regulamin i zasady działania na blogu:
hurija-i-jej-swiat

YSL FAUX CILS BLACK vs NOIR RACIDAL

Hej! Dzisiaj przychodzę z recenzją porównawczą tuszu, który niedawno doczekał się odświeżonej wersji. Zawsze, kiedy na rynek wkrada się nowa, ulepszona "jakość i formuła", staram się trzymać przez pierwszy, gorączkowy okres z daleka. Tak było w tym przypadku, kiedy szturmem wkroczyła maskara YSL Faux Cils Effet Noir Radical - reklamowana jako blackest black. To młodsza siostra wersji o tej samej nazwie.


Pierwszy od dołu: YSL FAUX CILS BLACK, wyżej; NOIR RADICAL

Stary Faux Cils to tusz, który robi wszystko: wydłuża, pogrubia, podkręca. To tusz, o którym mówi się, ze wart jest każdej ceny.
Mam długie, choć cienkie, rzadkie i proste rzęsy - dla zalotki taki typ to wyzwanie nie do obejścia - po chwili od użycia rzęsy wracały do pierwotnego stanu - gra nie warta była świeczki. Wybawieniem dla mnie był YSL - efekt po uzyciu był spektakularny - zero grudek, 'owadzich nóżek', za to wachlarz szeroko rozstawionych rzęs, lekkich jak piórka. Od tamtej chwili wpadłam po uszy.
Wiele dziewczyn zarzucało mu krótką żywotność i choć producent starał się bronić (formułując instrukcję obsługi, zgodnie z którą raz w tygodniu szczoteczkę należy oczyścić z nadmiaru zeschniętego tuszu) na niewiele sie to zdało - mimo spektakularnych efektów, łatka o małej wydajności przypięta jest po dziś dzień. I gdyby nie tusz, o którym zaraz napiszę, ten mimo tego, że niemiłosiernie szybko wysycha, gościłby pewnie systematycznie w mojej kosmetyczce.

YSL BLACK NOIR to najczarniejsza czerń, godna miana "Królowej". Kolor jest niemożliwie nasycony i intensywny, zachwoując przy tym wszystkie walory kultowego EFC, a przy tym podniosła się jego zywotność - przy codziennym stosowaniu starcza mi na 3 miesiące - gdzie dla porównania poprzedni zaczynał schnąć już po niemal 2-3 tygodniach. Rzęsy są rozdzielone, lekkie, podkręcone, niesamowicie gęste a przy tym mocno podkreślone.



Jak widać szczoteczka nie zmieniła się (noir radical jest po prostu starszy) - za to zauważyć można jak bardzo różnią się między sobą odcieniami czerni - faux cils wypada przy noir radical naprawdę... szaro.

wtorek, 21 lutego 2012

Witam serdecznie! Mam na imię Aga i mam jedną, życiową misję do spełnienia - pokazać Wam jakich kosmetyków używać by czuć się bosko, w jaki sposób to robić i jak wybierać to, co dla Was najlepsze.

Uwielbiam makijaż i wszystko co związane jest z pielęgnacją urody. Moja pasja rozwinęła się kilka lat temu ale dopiero teraz postanowiłam założyć bloga.

Chciałabym, aby treść obfitowała w kultowe kosmetyki, które kiedyś zawojowały rynkiem kosmetycznym i sprzedawane są po dziś dzień oraz w perfumeryjne debiuty i anonimowe perełki. Zaglądniemy do świata łatwo dostępnych produktów, ale czasem natrudzimy się, by znaleźć nikomu nieodkryty jak dotąd skarb. To będzie naprawdę ekscytująca podróż, więc... zapraszam!